poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 27
- Zayn - syknęłam - Co ty wyprawiasz?!
W odpowiedzi usłyszałam głuchą ciszę. Patrzył mi się prosto w oczy trzymając mnie za prawe ramię. Pociągnął mnie mocno i wepchał za jakieś najbliższe drzwi. Moje oczy szybko przyzwyczaiły się do ciemności panującej w pomieszczeniu i bez większego entuzjazmu rozpoznałam składzik na miotły.
- Co ty kombinujesz Malik .- wycedziłam przez zęby.
Jego brązowe tęczówki bacznie mi się przyglądały.
- Kiedy zrozumiesz, że jesteś dla mnie całym światem i życie bym za Ciebie oddał?
Nic nie odpowiedziałam, patrzyłam w niego zdezorientowana.
- Muszę być z Perrie, bo media by zaatakowały cały zespół gdyby pokazali to w tv, a okazałoby się, że nie jesteśmy razem. - złapał mnie delikatnie za dłonie - To wszystko dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia, kocham Ciebie. Ja nie chciałem jej pocałować, ona się na mnie rzuciła...
- Ale jej nie odepchnąłeś -  przerwałam mu wypowiedź.
- Odepchnąłem tylko tego już nie pokazali. Możesz się zapytać kogo chcesz. Wszyscy potwierdzą Ci tą wersje.. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Uwierzysz mi?
Instynktownie lekko zadarłam głowę do góry. Mulat przyłożył mi dłoń na policzek i gładził go kciukiem. Pachniał tym swoim specyficznym zapachem czekolady połączonej z miętą. Nie mogłam się oprzeć jego malinowym ustom. Zbliżaliśmy się do siebie bardzo powoli. Jego ręce powędrowały na moją talię, a ja swoje zarzuciłam mu na szyję. Nasze wargi dzieliły tylko milimetry. Gdy nagle z kieszonki Malika rozległ się donośny dźwięk telefonu.
Wróciłam na zimie. Wyrwałam się z jego objęć, ominęłam go i wyszłam za drzwi. Chcąc je zamknąć usłyszałam tylko głośne KURWA i walnięcie w coś. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Ktoś mnie wołał z oddali, ale nie chciałam się zatrzymywać.
- El - Lou był strasznie radosny - Idziemy dziś na imprezę. Bądź gotowa o 23. OK?
- Ym.. Wiesz co nie jestem dziś w stanie.
Louis podniósł pytająco brew.
- Wiesz... Sprawy kobiece. - skłamałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
-Oh... - pokiwał głową ze zrozumieniem - Może Cię odwiozę do hotelu?
- Masz spotkanie z fanami. Nie możesz ich zawieść! - krzyknęłam i się oddaliłam.
Znalazłam jakimś cudem wyjście i przedostałam się na świeże powietrze.  Nie miałam szans, żeby dostać się na nogach do hotelu, całkowicie nie znałam drogi. A do środka wolałam nie wracać bo bałam się, że natrafię na Paula. Jakieś 100m ode mnie stała mała grupka fanek. Podeszłam do nich i się przywitałam. Na co zareagowały głośnym piskiem.
- Czy możemy sobie zrobić z Tobą zdjęcia? - zapytała niska blondynka.
- Wiesz nie jestem nikim sławnym.. - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
- Oj, prosimy!
Przytaknęłam i po zrobieniu kilku zdjęć i chwili rozmowy zapytałam się w końcu o numer do Taxi. Dziewczyny podały mi go bez problemu, więc pożegnałam się z nimi i odeszłam na bok. Zadzwoniłam pod podany mi numer i określiłam dokładnie swoje położenie. Mieli przyjechać za około 20 minut. Wyciągnęłam z plecaka papierosa i stanęłam za filarem przy wyjściu. Odpaliłam go i zaciągnęłam dym tytoniowy do płuc. Nikotyna drapała mnie w gardło, a ja delektowałam się każdym kolejnym buchem. Po skończeniu przydreptałam peta i sprawdziłam godzinę. Miałam jeszcze trochę czasu. Wrzuciłam paczkę z powrotem do torby i rozglądnęłam się na około. Mogłam porozmawiać z jakimiś fanami, ale nie miałam ochoty. Zaczęłam więc oceniać wygląd fanów, buty, ubrania, torebki. W skali od 1-10. Pewna dziewczyna rzuciła mi się w oczy. Ubrana w jaskrawą bokserkę, jeansowe szorty i zakolanówki. Do tego miała niebieskie vansy i włosy spięte w wysoki kucyk. Wyglądała ślicznie. Zresztą jak one wszystkie tutaj. Każda dziewczyna ma w końcu w sobie coś wyjątkowego, nie ma brzydkich. Nagle spostrzegłam małą dziewczynkę która strasznie płakała, wtulając się w spódnice matki. Moja ciekawość zwyciężyła i  podeszłam do nich.
- Przepraszam, - zaczęłam nieśmiało - stało się coś?
- Oh.. Nie nic poważnego. Tylko córka marzyła o spotkaniu chłopców, ale nie udało się to nam.
Popatrzyłam na zapłakane dziecko, wycierające oczy spódnicą kobiety. Kucnęłam przy niej.
- Pójdziesz ze mną kawałek? Mam dla Ciebie niespodziankę. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
Kobieta popatrzyła się na mnie jak na pedofila.
- Oczywiście Twoja mamusia idzie z nami. - sprostowałam wypowiedź.
Mała otarła ostatnie łzy i wyciągnęła do mnie rączkę. Złapałam za nią i poszłam w stronę drzwi. Zdziwiona kobieta patrzyła na mnie jakbym chciała ją zjeść. Ochroniarze rozsunęli się przed nami.
- Ej, którędy do garderoby? - zagadnęłam jednego z nich.
- Trzeci drzwi na prawo. - odparł poważnym tonem.
Weszłyśmy do długiego korytarza, a ja odszukałam drzwi z napisem "One Direction"
- Proszę chwilkę zaczekać na mnie.
Otworzyłam delikatnie drzwi i wsunęłam się przez szparę. Pięć par oczu spoczęło na mnie.
- Co jest? Nie miałaś jechać do domu? - Liam patrzył na mnie znad telefonu
- Tak, ale znalazłam waszą ogromną fankę i musicie ją poznać. Może wejść? Proszę proszę proszę! - mówiłam błagalnym tonem.
- Ona stoi za drzwiami już prawda? - westchnął zrezygnowany Louis.
Kiwnęłam głową.
- Niech wchodzi. - zadecydował Harry.
- Jej! - pisnęłam zadowolona z ich decyzji
Wybiegłam wręcz za drzwi i wprowadziłam dziewczynkę do środka.
- Ojej! - powiedziała dziecinnym głosem.
Stała w miejscu nie mogąc się ruszyć ze zdziwienia.
- Cześć mała. - podszedł do nas Hazza - Jak masz na imię?
- Meg. - powiedziała ledwo co.
Reszta poszła w ślady Loczka.
- Mogę was przytulić? - zapytała.
- Oczywiście! - odrzekli wszyscy razem, a dziewczynka ich mocno uściskała.
Na ten widok stanęły mi łzy w oczach i wycofałam się za drzwi. Wróciłam do głównych drzwi i zaczęłam się rozglądać za moją taksówką. Stała ona kilka metrów od wejścia. Wsiadłam do niej i podałam kierowcy nazwę hotelu pod który ma mnie podwieźć. Nie miałam siły z nikim rozmawiać. Przypomniałam sobie wyznanie Malika w schowku na miotły. Bezwiednie oparłam głowę o szybę, a łzy mi spływały po policzkach. Coraz ciężej było mi udawać, że nic między nami nie było, że zapomniałam, że go nie kocham.Zamknęłam oczy i przypominałam każdy moment spędzony z nim, to jak się spotkaliśmy, jak zabierał mnie na premiery, jego zdenerwowanie gdy śpiewał dla mnie. To wszystko było jak piękny sen, sen który teraz przerodził się w istny koszmar. To było jak jakiś film w którym niestety musiałam grać główną rolę. Coraz częściej myślałam o powrocie do Polski, o usamodzielnieniu się tam. Dostaniu na studia dziennikarskie i spełnieniu swoich marzeń, ale czyto ma jakikolwiek sens? Wszędzie będę już oceniania przez pryzmat "przyjaciółki One Direction". Nie oszukujmy się. Ten świat jest okropny, liczą się tylko pieniądze, a ja bym była tylko wykorzystywana by ujawnić ich sekrety oraz zrobić z nimi wywiad. Pod moimi powiekami pojawiały się kolejne łzy.
- Proszę panią - kierowca mnie wołał - Jesteśmy na miejscu.
- Ah tak... - przetarłam łzy - Bardzo dziękuje.
Wyjęłam banknot i podałam go kierowcy. Otworzyłam delikatnie drzwi i szłam w stronę hotelu. Oczywiście nasi przyjaciele paparazzi już na nas tutaj czatowali. Jeden przez drugiego przekrzykiwali moje imię i pytali o chłopców i ich prywatne życie. Nie wytrzymując napięcia odwróciłam się w ich stronę.
- Kim ja jestem? - zaczęłam wrzeszczeć. - Jestem ich przyjaciółką, nie życzę sobie żadnych zdjęć. Jestem normalnym człowiekiem takim jak wy. Oni również. - flesze przestały błyskać. - Harry, Zayn , Louis, Niall i Liam mają własne życie i na prawdę, nie chcą się wam chwalić swoimi prywatnymi sprawami na prawo i lewo.  To są ludzie, którzy spełnili marzenia.. A wy co? Chcecie z nich zrobić zadufanych w sobie gwiazdorów, puszczacie plotki wyssane z palca. Niszczycie ich od środka. Tylko wiecie w czym jest problem? - wzięłam głęboki oddech - W tym, że ich najbliżsi znają prawdę, prawdziwi fani nie uwierzą w każdą plotkę tylko już w potwierdzone od nich informację, a oni mają gdzieś co o nich napiszecie. - zakończyłam monolog.
Przepchałam się koło nich i z rozmachem otworzyłam drzwi. Emocje we mnie buzowały. Wciąż nie wierzyłam w to, że powiedziałam to wszystko publicznie. To co od tak dawna leżało mi na sercu. Wybiegłam po schodach na piętro gdzie znajdował się mój pokój. Siadłam na łóżko zaciągając na kolana kołdrę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale musiałam się wziąć w garść i zwalczyć w sobie ten ból. Wstałam z łóżka i poprawiłam pościel. Plecak, który wciąż miałam na ramionach rzuciłam gdzieś w kąt wyciągając wcześniej papierosy i zapalniczkę. Wyszłam na balkon i spojrzałam w dół. Na zewnątrz pod wejściem głównym, nie było ani jednego fotoreportera. Widok mnie ten zadziwił ale ucieszyłam się. Odpaliłam papierosa i delektowałam się smakiem nikotyny. Usiadłam na płytkach opierając się o ścianę i obserwowałam bacznie co działo się na ulicy. Paczkę z zapalniczką położyłam na ziemi a sama robiąc podręczną popielniczkę z pustej puszki weszłam do pokoju. Odnalazłam wśród rupieciarni mojego laptopa i go włączyłam. Pośród moich kontaktów na Skype znalazłam Tatę i do niego zadzwoniłam. Jego uśmiechnięta twarz od razu pojawiła się na moim ekranie.
- Cześć skarbie co u Ciebie? - zaczął rozmowę.
Opowiedziałam mu w długim monologu co się dziś stało, a on słuchał mnie z wielką uwagą, gdy skończyłam opowiedział mi krótko co dziś robił. I musiał się niestety rozłączyć bo szedł na noc do pracy. Weszłam na swojego Twittera i napisałam " Czasem musimy grać dobrą minę do złej gry ". Uśmiechnęłam się do monitora. Sprawdziłam fejsa i z powrotem wróciłam na TT by sprawdzić co ludzie piszą o mnie. Wiele osób prosiło o follow backi więc porobiłam kilka i po odpisywałam na pytania, które zbytnio nie naruszały mojej sfery prywatności. Kilka było od Polskich fanów, czy wiem kiedy chłopcy zorganizują u nas koncert, czy rzeczywiście pochodzę z Polski, jakie filmy lubię najbardziej. Po około godzince spędzonej na TT, wróciłam do strony głównej czyli google i sprawdziłam to co od dawna mnie tak bardzo ciekawiło, czyli "Harry Styles i Louis Tomlinson" Już w pierwszym haśle zobaczyłam "Larry Stylinson" Otworzyłam nową zakładkę i weszłam na tumblra wpisując wcześniejsze hasło. Zaczęłam czytać mnóstwo informacji, fanfiction , przeglądać zdjęcia. Gdy moje drzwi szeroko się otworzyły. Automatycznie zatrzasnęłam laptopa, na co Hazza popatrzył na mnie z zdziwieniem.
- My wychodzimy na imprezę, na pewno nie chcesz iść z nami?
- Nie... Dziś się na prawdę źle czuje. Może innym razem.
Już wychodził, gdy w samych drzwiach odwrócił się na pięcie.
- El, na prawdę wszystko ok? Dziwnie się dziś zachowywałaś...
- Oh, Haz. Nie martw się. Po prostu zawsze przy TYCH sprawach zachowuje się inaczej. - puściłam do niego oczko.
Uspokojony chłopak wyszedł, a ja zdążyłam tylko zawołać by bawił się dobrze. Otworzyłam z powrotem laptopa i weszłam w pierwszy link w googlach.

"Larry Stylinson - jedni uważają to za bromance, inni za parę dwóch gejów, nie mogących się ujawnić ze względu na swoją sławę"

Wzięłam głęboki wdech i wyłączyłam pospiesznie laptopa. Nie chciałam tego wiedzieć. Jeśli by coś się działo Loczek na pewno by mi powiedział... Nagle wszystko zaczęło się układać w całość. Rozmowa na temat Eleanor, zły humor Harrego. Wszystko się łączyło w jedną całość. Potrząsnęłam głową by wybić z niej te głupie myśli. "HARRY BY CI POWIEDZIAŁ" powtarzałam w kółko to samo zdanie, chcąc w nie uwierzyć. Żeby zapomnieć o zaistniałej sytuacji postanowiłam się przebrać w coś luźniejszego. Wygrzebałam gdzieś rozciągnięte dresy i stary t-shirt. Od razu czułam się swobodnie. Wyszłam na balkon by zapalić, lecz ciche pukanie do drzwi uniemożliwiło mi ten ruch.
- Kto to o tej porze, przecież wszyscy pojechali do klubu. - gadałam sama do siebie.
Otworzyłam drzwi a przede mną stał Mulat.
- Co chcesz? - jęknęłam zostawiając go samego w drzwiach.
- Mogę wejść? - szeptał nie pewnie.
- Tak jasne. - wracałam już do swojego wcześniejszego zajęcia.
- Nie pal tyle. - powiedział wpatrując się we mnie gdy odpalałam papierosa.
- I kto to mówi Panie Malik. - wycedziłam dwa ostatnie słowa przez zęby.
- Nie dokończyliśmy chyba wcześniej rozmowy.
- Hm... Dla mnie była zakończona... A poza tym, dlaczego nie poszedłeś z resztą?
- Bo wolę ten czas spędzić z Tobą. Nawet jeśli zaraz mnie wyrzucisz za drzwi.
Uśmiechnęłam się pod nosem na ten pomysł.Opadłam na płytki balkonowe, a on za mną jak cień. Wyciągnął swojego papierosa i go odpalił. Siedzieliśmy w milczeniu, każdy zajmując się swoim szlugiem. Patrzyłam się przed siebie nie zwracając na niego uwagi. Nie chciałam z nim rozmawiać. Chciałam zapomnieć o tym co się wydarzyło. Wstałam bez słowa udając się do głównego pomieszczeni, by po chwili z hukiem rzucić się na łóżko.
- To boli... - Malik stał oparty o futrynę.
Uniosłam pytająco brew przenosząc na niego wzrok.
- Ignorujesz mnie, unikasz, nie chcesz nawet normalnie porozmawiać... A przecież ja nic nie zrobiłem...
Wybuchłam ironicznym śmiechem.
- Czyli , chcesz mi powiedzieć, że całowanie innej na oczach milionów osób to dla Ciebie nic? Coraz bardziej mnie uświadamiasz, że ten związek nie miał sensu.
- To ona mnie pocałowała, nie chciałem tego. Ja już znalazłem swoją kobietę życia. - usiadł na skraju łóżka. - Ile razy mam to powtórzyć? Co mam zrobić, żeby było jak dawniej?
Siadłam koło niego.
- Już nigdy tak nie będzie Zayn.. - czułam jak słona ciecz płynie mi po policzkach. - To wszystko - zrobiłam ręką kółko - to nie mój świat. Ja się tutaj nie nadaję... To nie moja bajka..
- El... - przetarł delikatnie łzy z mojej twarzy. - Zerwę oficjalnie z Perrie.. Odejdę z zespołu, zaszyjemy się gdzieś razem, gdzie nikt nam nie będzie nam przeszkadzał.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Nie.. Zespół ma istnieć, nie chce by coś tak pięknego rozpadło się przez taką głupotę. Ja... ja po prostu się z tego wycofuję. Nie potrafię Ci już zaufać Zayn...
- Ale Elizabet...
- Jutro wyjeżdżam. Więcej się nie zobaczymy...
Widziałam jak jego oczy zaczynają się błyszczeć od łez. Delikatnie się do mnie przysunął i musnął moje usta.
- Nie zostawiaj mnie tu.. Błagam. Jesteś dla mnie wszystkim co mam. - patrzył mi prosto w oczy.
Odwróciłam głowę, by nie patrzyć w jego oczy, bym nie musiała widzieć jego smutku. Położył dłoń na moim udzie i starał się zwrócić na siebie uwagę. Położyłam się na łóżku wciąż unikając jego wzroku.
- Mogę z Tobą poleżeć? Proszę... - jego cichy szept łamał mi serce.
Przytaknęłam, starając się przełknąć gulę w gardle i się znowu nie rozkleić.
Czułam jak jego ręce oplatają moją talię od tyłu, a jego twarz wtula się w moje włosy.
- Śpij dobrze El... - powiedział cichutko.

*4 godziny później*
- Liam! Uspokój się! - głośne krzyki wyrwały mnie z głębokiego snu.
- Zayn... Zayn.. - delikatnie go potrząsnęłam.
-Mhm.. - nic więcej nie udało mi się uzyskać w odpowiedzi.
Delikatnie wysunęłam się z jego objęć i wyszłam na korytarz.
- Co się dzieje? Zaraz obudzicie cały hotel. - mówiłam półszeptem do Nialla i Hazzy, którzy kogoś nieśli.
- Sorry El, ale nasz Daddy dziś zaszalał. - blondyn mówił z trudem.
- Pójdę po Malika, to nam pomoże! - wyrwał się Louis.
- Racja, śpi u mnie w pokoju. - powiedziałam do niego.
Oczy wszystkich skierowały się na mnie.
- No co.. Przyszedł porozmawiać, a potem zasnęliśmy.
- Lou! Tylko jak będziesz go budził to uważaj, żeby nie był nagi. - Styles poruszył śmiesznie brwiami.
Spiorunowałam go spojrzeniem.
- Więc jesteście razem? - Zapytał Max niosący kurtkę Liama.
- Nie, przyszedł porozmawiać, a potem zasnęliśmy. Dużo razy to mam jeszcze powtarzać?- westchnęłam zrezygnowana.
Nikt się już nie odezwał. Czekaliśmy na Malika i Tomlinsona w milczeniu. Po chwili obydwoje się pojawili w drzwiach. Mulat spojrzał na mnie lekko zdezorientowany i od razy ruszył na pomoc kolegą. Zanieśli Payna do pokoju i przebrali. Max z nim został, a reszta wyszła na palcach by nie obudzić naszego przyjaciela. Na korytarzu rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Postanowiłam wziąć szybki prysznic i iść z powrotem spać. Więc poszłam do łazienki, rozebrałam się i wskoczyłam pod ciepłą wodę. Umyłam się dokładnie i wyszłam obwijając się w ręcznik. Umyłam zęby i zmyłam makijaż. Wróciłam do salonu i położyłam się spać. Po emocjach dnia minionego, nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

* * *
Przedostatni rozdział.
Postanowiłam, że będę kontynuowała tego bloga, ale z całkiem innym opowiadaniem.
Mam nadzieję, że się podoba.
Starałam się napisać jak najszybciej ; ).
Ostatni rozdział chciałabym dodać jeszcze w tym tygodniu.
Miłego czytania! : )

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 26
Na wyświetlaczu pojawiła się nazwa "tatuś".
- O kurwa. - szepnęłam po polsku z paniką w oczach.
- Stało się coś? - spytał zdezorientowany Max.
- Przepraszam Cię, ważny telefon. Muszę odebrać.
Przycisnęłam niepewnie zieloną słuchawkę.
- Słucham...
- Elizabet! Już myślałem, że się coś stało! Wszystko w porządku? Jak lot? Były jakieś problemy? Dlaczego nie zadzwoniłaś? - mówił tak szybko, że ledwo zrozumiałam.
- Tato, uspokój się. Po prostu nie miałam jak zadzwonić. Wszystko w najlepszym porządku.
- Jak to nie miałaś jak zadzwonić! Martwiłem się! - musiałam odsunąć telefon od ucha, ponieważ tak krzyczał.
- Tato, przylecieliśmy, fani te sprawy - zaczęłam kłamać jak z nut - potem się ogarnąć, a teraz właśnie jadę na koncert.
Głośne westchnienie po drugiej stronie.
- Jak będziesz wieczorem w hotelu, zadzwonisz na Skypie?
- Oczywiście, a teraz przepraszam ale muszę kończyć. Do wieczora!
Rozłączyłam się.
- Mamy mało czasu, co ty na mały bieg dla zdrowia? - Brunet uśmiechnął się do mnie.
- A mogę sobie zapalić najpierw?
- Dobra, ale przyspieszamy kroku!
Wyciągnęłam papierosa i go odpaliłam. Zaciągnęłam się nim,a uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy.
-El, pośpiesz się! - zawołał idąc kilka kroków przede mną.
Wypaliłam na szybko szluga, a peta wyrzuciłam do najbliższego kosza. Podbiegłam do chłopaka, a on złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do przodu.
- Trzeba nadrobić stracony czas!
Przedzieraliśmy się wśród tłumu, szczerząc się do siebie i docinając co jakiś czas. W końcu w lekką zadyszką dotarliśmy do placu wypełnionego taksówkami. Wsiedliśmy do pierwszej lepszej i podaliśmy kierowcy adres. W radiu zaczął lecieć znany nam bardzo dobrze utwór.

Oh I just wanna take you anywhere that you like
We can go out any day any night
Zaczęłam nucić razem z dobiegającymi głosami.- Myślałem, że nie lubisz takiej muzyki.
- Bo nie lubię, ale to wpada w ucho, zresztą, chłopcy ciągle słuchają swoich utworów.
Wróciłam do nucenia.

Oh tell me, tell me, tell me how to turn your love on
You can get, get anything that you wa...


Radio ucichło z nieznanych nam powodów. Popatrzyliśmy na siebie zdezorientowani z Maxem.
- Nienawidzę tego zespołu.. - westchnął mężczyzna.- Wiecie, że mają dziś tutaj koncert? Ten jeden nawet podobno jest z Irlandii!
Wybuchłam głośnym śmiechem do którego po chwili dołączył mój towarzysz.
- Oh, na prawdę? - zdołałam z siebie wydusić między salwami śmiechu. - to musiał pan się dzisiaj dość nawozić ich fanów..
- Niestety - głośno westchnął.
Starałam opanować śmiech i skupić się na drodze, oraz miejscach przez które przejeżdżaliśmy. Niestety nie wyszło mi to, bo Max nie dawał mi zapomnieć o słowach kierowcy i wypytywał go cały czas o TEN zespół.
Nim się oglądnęłam staliśmy już na parkingu kilka ulic przed Areną. Skąd wiem, że kilka ulic? Bo było ją widać z daleka. Pokłóciliśmy się chwilę kto ma zapłacić i po chwili zgodnie wysiedliśmy z taksówki z wielkimi uśmiechami na twarzy.
- Co powiesz o wyjściu tylnym? Jak zobaczą nas fanki to nie mamy życia. - zaproponowałam.
Kiwnął głową, że się zgadza i ruszyliśmy spacerkiem.
Tuż przed areną, Max zarzucił kaptur na głowę, a ja "głębiej" założyłam czapkę. Niestety nasza mała przebieranka, nie udała się. Directioners, które stały na tyłach kolejki rozpoznały nas i podeszły prosząc o zdjęcia. Przeprosiliśmy je tłumacząc się, że jesteśmy już spóźnieni i jakimś cudem przepchaliśmy się do drzwi. Uśmiechnęliśmy się do ochroniarzy którzy rozsunęli się by nas przepuścić. Staliśmy w długim korytarzu, wszyscy biegali zdenerwowani. Jedni nieśli ciuchy, inni mikrofony, ktoś rozmawiał przez telefon głośno krzycząc. Stałam w tym całym tłoku patrząc lekko zdezorientowana na to co się dzieje wokół mnie.
- Wszyscy na stanowiska! Zaczynamy za 7 minut! - krzyknął ktoś z drugiego końca.
I nagle wszyscy zaczęli być jeszcze bardziej zdenerwowani. Odwróciłam się chcąc zapytać się Maxa gdzie jest garderoba, ale jego za mną, ani nigdzie indziej w zasięgu wzroku nie było. Westchnęłam głośno i zaczęłam przepychać się wśród tłumu dokładnie czytając tabliczkę na każdych drzwiach. Niestety, dziś chyba nie był mój szczęśliwy dzień. Nigdzie nie było tych cholernych drzwi.
- 5 minut! - krzyknął mi facet nad uchem.
- Przepraszam.. - złapałam go za ramię. - Gdzie są chłopcy?
- Pewnie już pod sceną. Do końca korytarza i na lewo! - zniknął mi z oczu.
Poszła według jego zaleceń, starałam się nie wybuchnąć gniewem gdy kolejne osoby mnie przypadkiem uderzyły. Skręciłam w lewo i zobaczyłam ogromne drzwi. Nie zważając na nic podbiegłam do nich, już chciałam nacisnąć klamkę lecz coś mnie zatrzymało, a raczej coś.
- Nie możesz tam wejść- mówił Paul - koncert się zaraz zaczyna.
- Muszę im dać kopa w tyłek na szczęście! Nooo Paul proooszę! - zrobiłam słodkie oczy.
Odsunął się od drzwi, a ja usłyszałam tylko jak mlaska z niezadowoleniem. Otworzyłam na oścież drzwi i zobaczyłam 5 chłopaków, stojących na platformach, które za pewne miały się pojawić na scenie.
- Mówiłem, że przyjdzie! Wiedziałem widziałem! - głos blondyna zwrócił uwagę wszystkich wokół.
- Obiecałam Ci przecież! - podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.
Zeskoczyłam delikatnie z platformy i podeszłam do Liama.
- Będziesz stać pod sceną?- Zapytał pomagając mi wejść by go przytulić.
- Oh, nie wiem, zależy czy znajdę Maxa.
Kolejnym z chłopaków był Lou, jego platforma była najwyżej ze wszystkich. Bałam się wręcz, że się nie przecisnę przez tą małą szparkę.Chłopak schylił się i podniósł mnie. Musieliśmy stać schyleni ponieważ, nad nami była zamknięta klapa sceny. Nagle drastyczne szarpnięcie. Skrzypnięcie i głośne krzyki. W czubek głowy dobiegło mnie zimne powietrze.
- Kurwa... - szepnął marchewkowy.
- 10! - dochodziło mnie głosy z góry.
- Co się dzieję? - zaczęłam panikować.
- 9!
- Koncert się zaczyna.
- 8!
- Ale ja stąd nie zejdę! Tu już w ogóle nie ma miejsca!
- 7!
Słyszałam coraz głośniejsze krzyki.
- 6!
- Damy radę. Tylko musisz się zachowywać naturalnie.
- 5!
Zaczęła grać muzyka.
- 4!
- Naturalnie czyli jak?! - mówiłam przestraszona.
- 3!
- Módl się żeby Max stał już pod sceną.
- 2!
Louis włożył stopery do uszu, a z tylnej kieszonki wyciągnął mikrofon.
- 1!
Poczułam jak chłopak łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do góry. Wyskoczył wysoko w powietrze a ja razem z nim. Rozejrzałam się na boki, chłopcy patrzyli na mnie z lekkim strachem. Spojrzałam na publiczność, a tam masa dziewczyn wrzeszczących , kamerujących , robiących zdjęcia. Brunetki, blondynki, rude, chudsze, grubsze, z czapkami bez czapek. Do wyboru do koloru. Gdzieś z oddali doszły mnie pierwsze słowa piosenki.

Niall:
(C'mon c'mon)

Delikatnie uśmiechnęłam się do niego starając się być naturalna.

Zayn:
The one that i came with she had to go
But you look amazing
Standing alone


Marchewkowy oddalił się troszkę, a Zayn podszedł patrząc mi prosto w oczy.

Liam:
(So c’mon c’mon)

Zaczęłam ruszać biodrami w rytm muzyki. Zobaczyłam zbliżającego się Louisa.

Louis:
Move a little closer now

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do przodu.

Liam:
(C’mon c’mon)

Louis:
Either way you’re walkin’ out

Pokazał mi, żebym udała się Harrego

Liam:
(C’mon c’mon)

Harry:
Show me what you’re all about

Nagle koło mnie zrobił się tłok, cała piątka podbiegła i przesuwała się na środek sceny, a ja z nimi.

All:
Yeah
I’ve been watchin you all night
There’s somethin’ in your eyes
Say c’mon c’mon
And dance with me baby


Wybiegli w przód, a ja poruszałam się w takt muzyki, miałam nadzieję, że to nie wygląda komicznie.

Yeah
The music is so loud
I wanna be yours now
So c’mon c’mon
And dance with me baby


Wrócili do mnie i wszyscy wykonaliśmy ten sam ruch wyrzucając ręce do góry.

Niall:
The one that I came with
Didn’t know how to move
The way that you let your hair down
I can tell that you do


Zarzuciłam włosami i uśmiechnęłam się zalotnie idąc tanecznym krokiem do Liama.

Liam:
(So c’mon c’mon)

Louis:
Move a little closer now

Przeszłam z powrotem na drugą stronę sceny.

Liam:
(C’mon c’mon)

Harry:
Show me what you’re all about

Tym razem to Styles podbiegł do mnie.

All:
Yeah
I’ve been watchin you all night
There’s somethin’ in your eyes
Say c’mon c’mon
And dance with me baby
Yeah
The music is so loud
I wanna be yours now
So c’mon c’mon
And dance with me baby


Hazza wybiegł na wysunięcie pośród fanów, a za nim reszta. Podeszłam do gościa grającego z tyłu na gitarze i zaczęłam naśladować jego ruchy. Reflektor padł tylko na loczka.

Harry:
Every step I take
I’m feelin’ more and more
She’s callin’ out,
She’s a lucky girl
My heart is racin’
She’s turnin’ around
I reach for her hand
And I say


Podeszłam z powrotem do przodu. Nagle z mojej lewej strony wydobył się anielski głos.

Zayn:
Hey
I’ve been watchin you all night


Czułam jak się rumienie, Malik założył mi kosmyk włosów za ucho i uśmiechnął się zalotnie.

All:
There’s somethin’ in your eyes
Say c’mon c’mon
And dance with me baby
Yeah
The music is so loud
I wanna be yours now
So c’mon c’mon
And dance with me baby


Niall podbiegł do mnie i wskazał palcem na filmującego lub robiącego zdjęcia Maxa. Wiedziałam co chce zrobić. Biegłam w jego stronę.

C’mon c’mon
C’mon c’mon
C’mon c’mon
And dance with me baby


Wraz z ostatnimi słowami zniknęłam ze sceny. Chłopak mnie złapał delikatnie w ramiona.
- Paul mnie zabije... - szepnęłam mu na ucho gdy odstawiał mnie na ziemię.
- Zabije, to mało powiedziane, jeszcze Ci paparazzi...
Westchnęłam głośno. Za nami tłum rozwrzeszczanych fanek, koło nas ochroniarze, przed nami scena.
- Panie i panowie! - zaśmiał się radośnie Lou do mikrofonu - Gorące brawa dla naszej przyjaciółki i nowej tancerki! - wskazał na mnie ręką - Elizabet!
Za naszymi plecami rozwrzeszczały się fanki. Ktoś mnie szturchał cały czas w plecy prosząc o zdjęcia. Razem z Maxem zrobiliśmy kilka fotografii, a później skupiliśmy się na koncercie.
Chłopcy śpiewali piosenki świetnie się przy tym bawiąc. Liam zaczął dokuczać Hazzie, Malik był jakiś nieprzytomny, Niall popisywał się swoją skocznością, a Louis obserwował to wszystko z wielkim uśmiechem.
Max cały czas śpiewał lub nucił melodię, a ja starałam się usłyszeć co chłopcy mówią.
- Proszę o ciszę, ej na prawdę, uspokójcie się na chwilę! - Harry powiedział dość stanowczo.
Fanki przycichły jednak niezamilkły.
- Na tej sali, jest jedna wyjątkowa osoba dla nas wszystkich, a dla pewnej osoby szczególnie. Chcieliśmy zadedykować jej ten utwór- Malik uśmiechnął się i popatrzył na mnie przelotem.
Fanki znów zaczęły krzyczeć, płakać i robić jeszcze więcej zdjęć.
Perkusja poszła w ruch, gitary grały coraz głośniej. A ja nie przejmując się niczym wsłuchałam się tylko w głos Harrego.

Baby you got me sick
I don't know what I did
Need to take a break and figure it out, yeah
Got your voice in my head
Saying let's just be friends
Can't believe the words came out of your mouth


- Co to za tytuł? - wrzasnęłam do Maxa.
- Heart Attack.
Patrzyłam gdzieś w przestrzeń zastanawiając się nad kolejnymi słowami. Gdy po kilku sekundach wróciłam do świata żywych, czułam czyjś wzrok na sobie. Nie byłoby w tym nic dziwnego bo fanki cały czas nas zaczepiały, ale to spojrzenie było natarczywe, nawet bardzo. Popatrzyłam się na scenę i zrozumiałam. Mulat nie odpuszczał cały czas patrzył na mnie. Gdy tylko zorientował się, że to widzę spojrzał mi prosto w oczy, a gdzieś w tle tego wszystkiego słyszałam kolejne słowa...

You’re giving me a heart attack
Looking like you do
Cause you’re all I ever wanted
Thought you would be the one that’s oww
Giving me a heart attack getting over you


Spuściłam oczy ku parkietowi i poczułam rękę oplatającą moją talię.
- Chyba nawet wiem komu to było zadedykowane. - Max zaśmiał się głośno.
Puścił mnie i wrócił do robienia zdjęć.
Nawet nie wiedząc kiedy, chłopcy śpiewali już kolejną piosenkę, a po niej następną i następną. Odpowiedzieli na Twitterowe pytania i pozdrowili fanów z kilku krajów. Kończąc występ przedstawili chłopaków którzy grali na perkusji i gitarach oraz podziękowali Dublinowi za świetny koncert. Zbiegli ze sceny, a my udaliśmy się za kulisy. Jeszcze dobrze nie przeszłam progu drzwi, gdy usłyszałam głośny hałas.
- Zabije ją, zabije! - nie wątpiłam, że był to Paul.
Stanęłam za jego plecami i drapałam się po głowie. Louis dawał mi znaki, bym uciekała. Gdy już chciałam odwrócić się na pięcie i iść w stronę wyjścia, menadżer mnie zobaczył.
- Chciałabyś mi coś powiedzieć?
- Ymm.... - zaczęłam się jąkać .- Przepraszam, to na prawdę nie było specjalnie...
- Oh! Elizabet - rozbrzmiał melodyjny głos Nialla.- Wszędzie Cię szukam! Obiecałaś, że poznasz moich rodziców!
Wziął mnie pod rękę i pociągnął w mniej znanym mi kierunku. Szepnęłam mu bezgłośne "dziękuje", a on tylko mrugnął okiem. Blondyn pchnął drzwi, a przede mną ukazała się kobieta około 50 , z blond czupryną oraz mężczyzna w podobnym wieku lekko pod łysiały. Przywitałam się z nimi kulturalnie i chwilkę porozmawiałam, po czym zostawiłam ich samych. Zamknęłam delikatnie drzwi i już chciałam iść dalej, gdy ktoś gwałtownie mnie zatrzymał łapiąc za ramię.

* * *
Wiem bezsensowny rozdział.
Przepraszam, że tyle nie pisałam ale uczyłam się na
testy. Teraz rozdziały będą się pojawiały częściej.
Do następnego kochani!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 25

Harry siedział na ziemi,a koło niego leżała paczka L&M.
-Ha-Ha-Ha-Harry, co to ma być?- loczkowaty dopiero teraz mnie zauważył.
-Ymm... Ale co? - udawał głupiego.
- TO!-pokazałam palcem.
- Oh... to...-
-Nie wymiguj się, nie uwierzę że to nie twoje.
-Dobra siadaj. Wszystko Ci wyjaśnie...- poklepał miejsce koło siebie.
Usiadłam koło niego i z swojej paczki wyjęłam papierosa.
- Chcesz? - wyciągnęłam szlugi w jego stronę.
- Nie palę... - patrzył w ziemię.
- Seerioo? A to wrzuciły Ci fanki powiadasz? - wyśmiałam go.
- Dobra, nie chcę. Zapalę swojego.
Odpaliłam i podałam mu zapalniczkę.
- A więc słucham, od początku proszę. - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Dobra, palę już trochę, ale reszta nie wie i ma się nie dowiedzieć. Jasne?- popatrzył na mnie.
Pokiwałam głową i wpatrzyłam się w poszarzałe niebo.
- Mam Twoje papierosy. - wyszeptałam, sama nie wiedząc dlaczego.
Hazza popatrzył na mnie pytająco.
- Znalazłam je gdy sprzątałam w kuchni. Więc wzięłam. Następnym razem schowaj je dokładniej. - Wyszczerzyłam się do niego.
- Nie ma sprawy, postaram się by ich nikt nie znalazł.
Paliłam powoli papierosa, uśmiechając się pod nosem. Właśnie znałam największy sekret Harrego Stylesa. Sama w to nie wierzyłam.
- Hazza- szepnęłam cicho- o czym miałeś ze mną porozmawiać w samolocie?
- Musimy teraz o tym rozmawiać? Wieczorem mamy koncert, czyli zaraz będziemy musieli się zbierać. Za mało czasu by opowiedzieć Ci tyle rzeczy w tak krótkim czasie. - zaciągnął się papierosem.
- Noo proszę! - moja ciekawość nie dawała za wygraną.
Nic nie odpowiedział. Skupił się na swoim szlugu. Nie chciałam go męczyć. Wiedziałam, że gdy będzie chcieć to powie. Spojrzałam na Styles'a który wypuszczał właśnie z ust idealne kółeczko z dymu.
- Jak ty to.. Naucz mnie! - krzyknęłam.
Zaśmiał się , pokazując swoje urocze dołeczki.
- W sumie, nie wiem jak to zrobiłem... Jakoś tak wyszło, naturalnie. Nie umiem Cię tego nauczyć.
Na mojej twarzy pojawił się delikatny grymas. Nie lubiłam być od kogoś gorsza, więc szybko włożyłam papierosa do ust i starałam się powtórzyć wyczyn Harrego, niestety bez skutecznie. Mój przyjaciel wybuchnął śmiechem, widząc moje zmagania z dymem.
- To wcale nie jest śmieszne! - warknęłam.
- Owszem, jest i to bardzo. Szkoda, że nie widzisz swojej miny przy tym.
Wywróciłam oczami i zignorowałam go. Loczkowaty wyciągnął kolejnego papierosa i odpalił. Poszłam w jego ślady. Potrzebowałam rozluźnienia, a to dawało mi je w stu procentach. Ciche skrzypnięcie drzwi. Wzdrygnęło mną. Wsłuchiwałam się chwilę w ciszę, ale nic nie usłyszałam, widocznie musiało mi się przewidzieć.
- Harry! - męski głos dobiegł nas z pokoju.
Hazza natychmiastowo wyrzucił prawie całego papierosa za barierkę balkonu, a ja starałam się zachować spokój. Właściciel głosu, pojawił się w drzwiach balkonowych.
- Powinieneś już zbierać się na koncert. Zaraz wyjeżdżamy. - Daddy jak zwykle o wszystko się troszczył. -A tak w ogól, to dlaczego tu tak śmierdzi dymem papierosowym?
- Cześć Liam! - machnęłam mu ręką.
- Uh, powinnaś z tym skończyć. Cały pokój jest w tym zapachu!
- Obiecuję się poprawić. - położyłam rękę na sercu i podniosłam dwa palce do góry trzymając w nich papierosa.
Pokiwał tylko głową i wyszedł z pokoju.
- Dzięki, gdyby nie ty mogło by być kiepsko. - wstał i podał mi rękę.
- Polecam się na przyszłość. I schowaj sobie to by nikt nie znalazł, a zwłaszcza ja. Bo na pewno tego nie oddam. - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Wyszłam z pokoju i skierowałam swoje kroki do siebie. Mogłam jechać z chłopakami na występ. Ale nie miałam zbytnio ochoty się ogarniać.
- Ty jeszcze nie gotowa! Tylko nie mów, że nie jedziesz. Musisz poznać moją rodzinę! - Niall wparował do pomieszczenia bez pukania.
- Panie Horan, chyba czas Cię nauczyć kultury, a co jeśli byłabym naga?
- Miałbym niezłe widoki! - poruszył śmiesznie brwiami. - A teraz masz 10 min żeby się ogarnąć. Nie słyszę wymówek!
Zniknął za drzwiami. Westchnęłam głęboko i zaczęłam szukać w walizce czegoś normalnego do ubrania. Zdecydowałam się w końcu na jeansowe rurki, białą bokserkę i szatą bluzę z napisem "WTF". Do tego nike i plecak z napisem "HOPE". Gotowa stanęłam przed lustrem i się przeglądnęłam. Wybrane ciuchy wyglądały całkiem nieźle <KLIK>. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Do podręcznego bagażu, wrzuciłam najważniejsze rzeczy czyli portfel, telefon, papierosy, zapalniczkę. Wyszłam zamykając za sobą drzwi, a kluczyk wrzuciłam do kieszeni. Zeszłam po schodach. Gdzie ku zaskoczeniu wszyscy już czekali.
- Ym.. Elizabet, To ty jedziesz teraz z nami? - zaczął dość nie zręcznie Paul.
- No tak, kazali mi się ubrać i zejść na dół. - spojrzałam na nich ze zdziwieniem.
- Jest tylko taki mały problem... My nie mamy miejsc. Byłem przekonany, że pojedziesz później z Maxem. Teraz chłopcy i tak mają próby, a wy przyjechalibyście na show. Mogłoby tak być.
- Dla mnie lepiej. To lecę go po wkurzać. Widzimy się później!- krzyknęłam.
Cieszyłam się, że nie muszę iść tak wcześnie. Wybiegłam szybko na górę i bez pukania wparowałam do pokoju chłopaka. Brunet leżał patrząc na tv. Gdy zobaczył stojącą mnie w drzwiach zdziwił się i to bardzo.
- Stało się coś?
- Tak, mam jechać z Tobą na koncert, a jako, że wszyscy już sobie poszli, a ja nie chce być sama jesteś skazany na moje towarzystwo.- wskoczyłam koło niego na łóżko. - Co oglądasz?
- Jakieś głupie seriale. Chcesz poszukać czegoś ciekawszego? - podał mi pilot.
- A chce Ci się ogarnąć i iść na spacer? Zapaliłabym sobie, a oficjalnie w tym hotelu nie można. - puściłam do niego oczko.
- Dobra... Niech Ci będzie. Daj mi chwilę.
Wyszedł z pokoju do jakiegoś pomieszczenia, przypuszczam, że to była łazienka. Wyłączyłam telewizor i rozglądnęłam się po pokoju. Chodź Max mieszkał z Daddym, w pomieszczeniu panował totalny chaos. Byliśmy tu tylko kilka godzin, a tutaj wszędzie walały się ciuchy. Poprawiłam im narzutę na łóżku i zaczęłam dobijać się łazienki.
-Max! Szybko. Nie mamy wieczności.
Chłopak wyszedł z wielkim westchnieniem z łazienki. Był ubrany w obcisłe kremowe spodnie z niskim krokiem, lawendowy t-shirt, białe nike i czarnego fullcapa z znaczkiem batmana.
- Fajnie wyglądasz tylko jedna rzecz tu nie pasuje... - ściągnęłam mu czapkę-  Teraz o wiele lepiej!
Zaśmiałam się, a jego własność wylądowała na mojej głowie.
- Ładnie Ci w tym! - uśmiechnął się zalotnie - To jak idziemy?
- Idziemy. Tylko najpierw znajdź klucz w tym burdelu.
- Mam go przy sobie! - puścił do mnie oczko.
Wyszliśmy roześmiani z pokoju od ucha do ucha.Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na dół.  Popchnęłam drzwi wyjściowe, a blask fleszy nas oślepił.
- Co się tu kurwa dzieje? - szepnęłam do ucha Maxa.
- Tata pewnie znowu jakoś spławił paparazzich.
- Elizabet! - usłyszałam jakiś krzyk - Co sądzisz o nowym związku Zayna!
Max mocno złapał mnie za nadgarstek.
- Kiedy zespół wyjdzie z hotelu? Czy odwiedzą ich dziewczyny? - głosy dobiegały mnie ze wszystkich stron.
- Przepraszam chcielibyśmy przejść. - chłopak zaczął się przepychać przez dziennikarzy i ciągnąć mnie za sobą. - Zespół wyjdzie za chwilę. Proszę cierpliwie czekać.
Jednak nic nie pomogło. Fotoreporterzy nie chcieli nas przepuścić.
- Halo! - wrzasnęłam z złością na całe gardło. - Wypuście, nas do wyjścia. Albo wezwę ochronę.
Rozsunęli się delikatnie, dzięki czemu powstała wąska ścieżka. Przeszliśmy nią szybko, a tłum za nami zamilkł i przestał robić nam zdjęcia.
- Jutro będzie o nas głośno. - szepnął.
- Wiem.. Paul nas zabije?
Pokiwał delikatnie głową. Wolnym krokiem kierowaliśmy się w nieznanym nam kierunku.
- Gdzie my w ogóle idziemy? - zapytałam
- Przed siebie. Ale hm... Co powiesz na kawę? Potem zamówimy Taxi i odwiezie nas na koncert.
- Starbucks? - zaproponowałam
- Jasne! Tylko jeden mały problem... Jak tam dojść!
- Zaraz się coś wymyśli. - uśmiechnęłam się łobuzersko.
Z naprzeciwka szła starsza kobieta z małym pieskiem.
- Dzień dobry - zaczepiłam ją. - Czy nie wie może Pani jak dojść do najbliższego Starbucks'a?
Miałam szczęście, Pani idealnie nam wytłumaczyła drogę i powiedziała, że powinniśmy dojść w 30 minut do szukanego miejsca. Podziękowałam jej serdecznie i zmieniliśmy kierunek naszej trasy.
- Skąd wiesz? - przerwałam ciszę panującą między nami
- Co skąd wiem? - podniósł brwi do góry.
- O mnie i o Zaynie... No, że my... Eh...
- Louis ma długi język. Ale nie martw się. Tylko ja wiedziałem, że byliście razem. Tata, nie miał o niczym pojęcia.
Odetchnęłam głośno z ulgą. Zdjęłam plecak i wyciągnęłam z niego papierosy oraz zapalniczkę.
- Palisz? - wyciągnęłam w jego stronę paczkę.
Chłopak zaprzeczył ruchem głowy, a ja odpaliłam szluga.Czułam jak po moich drogach oddechowych pędzi szalonym tempem nikotyna, po chwili dostająca się do płuc i dając mi ukojenie. Wypuściłam dym i głęboko odetchnęłam.
- Od razu lepiej. - uśmiechnęłam się patrząc na niebo - ładna dziś pogoda nie sądzisz?
- Będziemy rozmawiać o pogodzie? - wybuchnął śmiechem
- A masz coś do niej?
- Niee, nic nie mam do pogody.
- To dobrze, bo jeszcze Cie dopadnie i pobije.
Wrzuciłam paczkę z powrotem do plecaka i założyłam go. Zaciągnęłam się kolejny raz fajką i szłam kawałek za chłopakiem w ciszy.
- Jak myślisz co o nas napiszą w gazetach. - zatrzymał się nagle co spowodowało, że w niego wpadłam.
- Max oszalałeś! - zaczęłam krzyczeć. - Właśnie zgasiłam papierosa na Twojej bluzce! Brawo...
- Moja kochana bluzka!
- Mój papieros!
- Bluzka!
- Papieros!
Chłopak wybuchł głośnym śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - syknęłam zdenerwowana.
- Mówił Ci ktoś, że słodko wyglądasz jak się denerwujesz?
- Nie, bo zazwyczaj nie dożył jeszcze nikt. - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Okey! Zaczynam się bać!
- Masz 3 sekundy na ucieczkę Higgins 3...2...- Chłopak zaczął uciekać przed siebie. - 1...!
Pobiegłam za nim, wyrzucając gdzieś po drodze peta. Miałam jego lawendową koszulkę ciągle przed oczami. Nagle chłopak gdzieś mi zniknął w tłumie.
- Gdzie jesteś Max... Gdzie jesteś... - szeptałam sama do siebie obserwując dokładnie tłum.
Zniknął, nie było po nim żadnego śladu. Przecież nie mógł się rozpłynąć w powietrzu! Poczułam kogoś na moich plecach.
- Niespodzianka! - krzyknął chłopak mi wprost do ucha.
Nie wytrzymałam jego ciężaru i obydwoje padliśmy jak dłudzy na chodnik.
- Teraz już nie żyjesz!
Zaczęłam go gilgotać, a on śmiał się wniebogłosy.
- Nigdy nie zaczynaj z Elizabet Tomson kochanie. - puściłam do niego oczko.- A teraz proszę ładnie przeprosić za zmarnowanie papierosa.
- Dobra, dobra! - mówił między salwami śmiechu. - przepraszam! Tylko przestań mnie gilgotać.
Wstałam z ziemi i otrzepałam ręce, jak po udanej robocie. Spojrzałam na ludzi do o koła którzy patrzyli się na nas jak na idiotów.
- A teraz prosto na kawę! - zarządziłam gdy mój przyjaciel się podniósł.
Otrzepałam go z kurzu i udaliśmy się do kawiarni. Po jakichś 20 minutach siedzieliśmy już przy oknie w niej wygodnie pijąc pyszną kawkę.
- Opowiesz mi coś o tym?- przerwał ciszę.
Podniosłam pytająco brwi.
- No wiesz, o Tobie i... - podrapał się po karku. - Maliku - dokończył niepewnie.
- Patrz! - wskazałam na niebo. - Ta chmura wygląda jak... - myślałam szybko co mi przypomina. - CHMURA!
Wybuchnęliśmy obydwoje śmiechem.
- Okey.  Nie chcesz mówić to nie, nic na siłę. - uśmiechnął się pogodnie.
Podziękowałam mu tym samym za wyrozumiałość.
- Dobra, zbieraj się. Niedaleko jest postój taxi. A koncert za niedługo się zaczyna. - oznajmił.
Wstałam zarzucając na siebie plecak i wyciągając z niego portfel. Chłopak złapał mnie za rękę.
- Ja płacę.
Westchnęłam głośno i przewróciłam oczami. Zostawił pieniądze i wyszliśmy z budynku w znanym już nam kierunku. W huku jeżdżących aut i tłumu ludzi jakimś cudem usłyszałam, że mój telefon dzwoni. Na wyświetlaczu pojawiła się nazwa...

* * *
Dostałam ostatnio kilka hejtów, że porównuje główną
bohaterkę do siebie w wyglądzie, a ja wcale nie jestem taka idealna...
A więc prostuje. Nie w żadnym calu nie porównuje jej do siebie. Jest
to całkowicie zmyślona, przeze mnie postać i to, że nadałam jej kilka cech
które ja również posiadam nie znaczy, że ją do siebie porównuje.
Okey. Po drugie to nie tak, że nie lubię LM i robię z Perrie pizdę.
Jest to tylko zrobione na potrzeby opowiadania. Nic więcej.
Chciałam również bardzo podziękować wam! Moje opowiadanie
w google pod hasłem "opowiadanie z Zaynem Malikiem" Znajduje się
na pierwszym miejscu! Dziękuje kochani z całego serca!
Ostatnią rzeczą jest podziękowanie za liczbę wyświetleń która
przebiła już 11 tysięcy ! Kocham was i serdecznie dziękuje za wszystkie miłe
słowa jak i krytykę która motywuje mnie o poprawy.
Więc proszę o pozostawianie szczerych komentarzy.
PA!